środa, 2 marca 2016

"Our clans blood will non stop forever..." cz.2

[Hizaki]
Wpadłem w panikę trzymając Kamijo w ramionach i próbując go ocucić. Jednak bez skutku. Rozejrzałem się po parkingu jednak nie było tu nawet żywej duszy. Popatrzyłem ponownie na śnieżnobiałą twarz ukochanego i pogłaskałem go po policzku. Zmusiłem swoje ciało do współpracy i już po dosłownie kilkunastu sekundach się opanowałem. Zacząłem przypominać sobie jakieś podstawy pierwszej pomocy. Krwawił. I to dość obficie. Szybko zdjąłem bolerko które miałem na ramionach, rozerwałem jego koszule w okolicach miejsca w którym krwawił i przycisnąłem do niego bolerko, nie mając nic lepszego. Uciskałem ranę jedną ręką , a drugą wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po ambulans.
Ratownicy nie robili problemu jeśli chodziło o pojechanie z nimi karetką do szpitala. Po drodze Kamijo się ocknął.  Był strasznie słaby i popatrzył na mnie nieprzytomnie. Złapałem go mocno za rękę starając się mu dodać otuchy. Patrzyłem na niego z troską mówiąc cicho, że wszystko będzie w porządku i że go kocham. Ponownie stracił przytomność. Niedługo później znaleźliśmy się w szpitalu. Yuujiego od razu zabrali na sale operacyjną. Siedziałem przed salą i czekałem zdenerwowany. Gdybyśmy nigdzie nie wychodzili to nic by się mu nie stało. Teraz byśmy siedzieli w domu, w moim pokoju, na moim łóżku i Kamijo by się nic nie stało! A przy okazji domu. Powinienem poinformować zespół o… O tym co się stało… Tak, wspaniale. Naprawdę udana randka. Wyciągnąłem telefon i przejrzałem kontakty, wahając się do kogo zadzwonić. Po chwili jednak zdecydowałem się na numer Teru. Po dwóch sygnałach po drugiej stronie odezwał się głos przyjaciela
- Czemu was tak długo nie ma Hizaki? – Zapytał Teru. W tle słyszałem jakiś głos ale nie mogłem go rozpoznać.
- On… My… Kamijo…. – Zacząłem nieskładnie. Wziąłem głęboki wdech  - Gdy mieliśmy wracać do domu ktoś dźgnął Kamijo nożem na parkingu. Teraz go kroją w szpitalu… Znaczy, zszywają. – Powiedziałem i westchnąłem ciężko, a po moich policzkach pociekły łzy na samo wspomnienie tego co się wydarzyło. Po drugiej stronie usłyszałem jak coś spada i zaraz po tym ktoś przeklął.
- Co?! – Krzyknął Teru w słuchawkę, na tyle głośno że musiałem ją odsunąć od ucha. – W którym szpitalu? Potrzebujesz czegoś Hizaki? Wezmę jakieś rzeczy dla niego i do was jadę. – Powiedział. Podałem mu adres i się rozłączyłem. Niedługo  potem na horyzoncie pojawił się Teru z torbą i szybko do mnie podleciał przytulając mnie i pocieszając. Po godzinie z sali wyszedł lekarz i oznajmił że z Kamijo jest już w porządku, ale do jutra nie można go odwiedzać. Kamień spadł mi z serca. Poprosiłem lekarza by dał torbę mojemu ukochanemu, a Teru zabrał mnie do domu.
Z samego rana pojechałem do szpitala w obawie że mój chłopak się obudzi, a mnie przy nim nie będzie. Tak więc przesiedziałem cały ranek przy jego łóżku. Koło południa obudził się, gwałtownie zrywając co nie było najlepszym pomysłem bo prawie zerwał sobie szwy i od razu znów upadł na łóżko jęcząc z bólu. Przytuliłem go i pocałowałem czule.
- Tak się bałem… - Powiedziałem cicho i praktycznie położyłem się na łóżku obok niego, byle by być najbliżej ukochanego.
- Już w porządku – Pogłaskał mnie po włosach przytulając mocniej – Mnie tak szybko się nie zabije – Posłał mi szeroki uśmiech. Taki piękny… Uwielbiałem jak się uśmiechał. Spędziłem z nim cały dzień, na rozmowie, pod wieczór odwiedzili nas przyjaciele i niestety musiałem z nimi wyjść, ponieważ lekarze tak zarządzili. To był jeden z powodów dla którego nienawidziłem szpitali. Mógłbym tu nawet siedzieć nie wiadomo ile, by tylko nie zostawić Kamijo samego. Ale nie. Nie mogę. Bo takie są przepisy i lekarz musi przypilnować żebym opuścił szpital do odpowiedniej godziny. Wypisali Yuujiego po kilku tygodniach i nareszcie mogłem się nim nacieszyć, a na dodatek opiekować.
****
Przez te dwa miesiące od wypadku uczynnie zajmowałem się Kamijo, chociaż miałem też parę dni tylko dla siebie. Gdy jechałem do sklepu w pewnym momencie rozdzwonił się mój telefon. Odebrałem, zaniepokojony nieco że numer był zastrzeżony.
- Czy wiesz wszystko o swoim ukochanym Kamijo? – Odezwał się głos zanim zdążyłem zapytać o cokolwiek.
- S-słucham? Kto mówi? – Zapytałem zaskoczony pytaniem.
- Spotkajmy się. Mam dla Ciebie coś co zdecydowanie byś chciał wiedzieć o swoim ukochanym. Jak nie, to sam się przekonasz co się stanie…  – Niepewnie przytaknąłem na tę propozycje, a głos po drugiej stronie podał mi miejsce w którym mieliśmy się spotkać za 15 minut. Pojechałem tam. Stałem rozglądając się za osobą która miała mi przekazać jakieś informacje. Po chwili podeszła do mnie jakaś zakapturzona postać i wcisnęła mi w dłoń pendrive i zniknęła w tłumie. Spojrzałem w tamtą stronę zaskoczony. Potem na dłoń w której miałem pendrive. Był na nim napis „Zaufanie”.
Wróciłem do samochodu i ciekawość wzięła górę. Sięgnąłem po laptopa i włączyłem go. Podłączyłem przenośny dysk i włączyłem plik który się tam znajdował. Był to film który przedstawiał jakieś pomieszczenie, właściwie wyglądało ono jak pokój w hotelu… Po chwili na ekranie zobaczyłem Yuujiego i jeszcze jedną osobę o długich, czarnych, kręconych włosach, którą ten całował. Oczy mi się zaszkliły. A ja mu ufałem… Po chwili jeszcze bardziej zabolało mnie to że ową osobą okazał się mój najlepszy przyjaciel – Kaya. Nie. To nie mogło tak być… Tyle że było. A to żywy dowód. Mój telefon zadzwonił. Odebrałem nawet nie patrząc kto dzwoni
- Słucham? – Mruknąłem słabo.
- Gdzie jesteś kochanie? – Usłyszałem głos „ukochanego”. Zabolało. I to bardzo.  Na ekranie działy się jednoznaczne rzeczy. Po moich policzkach poleciało jeszcze więcej łez.
- Spierdalaj – Rozłączyłem się, odłożyłem laptopa na siedzenie i pojechałem do mojego starego apartamentu w centrum miasta. Tam zadzwoniłem do Yukiego. Zaraz po usłyszeniu „Co jest Hizaki?” wybłagałem Yukiego żeby przywiózł mi ciuchy do starego domu, streściłem mu co się stało, jednak gdzieś w połowie rzeczy które mu potem wymieniałem jakie miał mi zabrać, słuchawkę przejął Kamijo.
- Kochanie. Wróć do domu proszę. Porozmawiajmy… Ja nigdy bym nie próbował… - Przerwałem mu. Nie chciałem go widzieć ani tym bardziej słuchać. Kochałem go, zależało mi na nim, a on sypiał z moim najlepszym przyjacielem! Tak nie mogło być!
- Nie! Idź sobie do Kayi! Z nami koniec! – Krzyknąłem i się rozłączyłem ponownie wybuchając płaczem.
Po jakichś trzydziestu minutach do mojego mieszkania dotarł Yuki. Co gorsza. Był z nim Kamijo. Miałem zamknąć im drzwi zaraz przed nosem jednak perkusista był silniejszy i razem z wokalistą się wepchnęli.  Yuki postawił mi torbę pod ścianą i wyszedł mówiąc, że ma coś do załatwienia, a my mamy się pogodzić. Zostaliśmy sami.
- Naprawdę Cię nie zdradziłem… Rozmawiałeś z Kayą? Pokażesz mi ten film? – Zapytał i złapał mnie za dłoń, którą wyrwałem praktycznie od razu. Podałem mu komputer, bez słowa i włączyłem filmik z pendrive’a. Blondyn oglądał w milczeniu film. Ja poszedłem do kuchni zrobić sobie herbaty. Tam jednak rozpłakałem się. Po kilku minutach dołączył do mnie Kamijo i przytulił mnie.
- Nie płacz proszę… Ktoś mnie nienawidzi i zrobił to specjalnie… Kocham Cię… -Mówił jednak ja go odepchnąłem
- Tak?! To niby kto jest na tym filmie?! – Zapytałem patrząc na niego nieufnie. – Nie mam zamiaru być twoją zabawką. Nie chce by ktoś zrobił mi krzywde!
- Nie wiem kto. Na pewno to nie jestem ja. Kaye spotkałem tylko kilka razy … - Westchnął i pogłaskał mnie po włosach. – Nie zrobię Ci krzywdy, ponieważ Cię kocham. I wiesz, cholernie boli mnie to że ufasz jakiejś obcej osobie z ulicy która ci dała jakiś pieprzony filmik, a nie mi z którym mieszkasz i znasz mnie od tak długiego czasu! – Powiedział podniesionym głosem i poszedł do salonu. Zacząłem myśleć na ten temat. Co jeśli on jednak nie kłamie? Tylko ja się mylę? Myślałem na ten temat jakiś czas i w końcu poszedłem do niego i rzuciłem się mu na szyje.
- Kocham Cię, skarbie – I pocałowałem go namiętnie. Yuuji wydawał się zszokowany moją reakcją ale odwzajemnił pocałunek i posadził mnie sobie na kolanach, tuląc mocno.
Pojechaliśmy do domu. Po drodze Kamijo był zamyślony i wyraźnie coś go gryzło.
- Kamijo? Co Cię gnębi? – Zatrzymałem się na światłach, spojrzałem na niego i złapałem za rękę
- Podejrzewam…. Podejrzewam że wiem kto za tym stoi… - Powiedział nie patrząc na mnie.
- Kto? – Zmarszczyłem brwi i pojechałem do domu
- Mój były… W dodatku on ma kontakty z gangiem. - Westchnął ciężko. Przytaknąłem zaskoczony i stanąłem pod domem. Wróciłem do swojej komnaty i od razu się położyłem. Kamijo poszedł ze mną – To wszystko moja wina… Gdybyś mnie nie poznał… Byłbyś bezpieczny. A teraz dzięki mnie może się coś Ci stać…. Musimy to gdzieś zgłosić jak najszybciej. Nie mogę pozwolić żeby coś Ci się stało. Nie Tobie! – Usiadłem gwałtownie i zamknąłem mu usta swoimi by przestał panikować.
- Zamknij się już. – Mruknąłem i powróciłem go leżenia. Po chwili obok mnie położył się Kamijo.
- Wiesz… - Zaczął – Nie musisz się tak ciągle stroić i malować… Jesteś najpiękniejszy  taki naturalny… - Mówił i mnie  gładził po nodze.
- Lubię i chcę to robić. Poza tym nie robię tego dla Ciebie – Uśmiechnąłem się chytrze.
- Nie musisz tego robić w ogóle. W sumie masz rację. Rób jak chcesz. Idę do siebie – Mruknął, wstał i wyszedł z mojego pokoju. Chwile jeszcze poleżałem, a potem postanowiłem pozwiedzać zamek. Zaszyłem się w wierzy i tam się spędziłem kilka godzin. Potem znalazł mnie Yuuji i porwał w ramiona.
- Już Ci przeszło? – Zapytałem i wtuliłem w niego.
- Tak. Przepraszam. Jestem zdenerwowany. – Powiedział cicho. Rozmawialiśmy przez pewien czas aż zobaczyłem na jego rękach małe ranki…. Od zębów. Ująłem jedną z jego rąk i na niego spojrzałem pokazując mu to.
- Co to jest Yuuji? Oszalałeś?- Zmarszczyłem brwi
- Muszę jakoś odreagować i wyładować się na czymś… - Powiedział
- Głupi! Nie możesz sobie robić krzywdy! Ile ty masz lat? – Zapytałem niczym jego matka. Po chwili zauważyłem że ma pusty wzrok i patrzy w jeden punkt  - Kochanie? Co jest…? – Patrzyłem na niego. Ten spojrzał nieprzytomnie na mnie i osunął się po ścianie, a ja uchroniłem go jedynie przed upadkiem. Wystraszyłem się. Był cały gorący. Dowlokłem go do pokoju i położyłem, a potem położyłem na łóżku. Potem zrobiłem mu zimne okłady i wysłałem Masashiego do apteki po leki. Kamijo zdecydowanie był chory. Jakaś grypa czy coś go dopadła. Zajmowałem się nim przez następny tydzień ponieważ potrzebował tego. Poza tym nie mógłbym sobie wybaczy gdyby coś mu się stało, przez moje zaniedbanie.
Kiedy Kamijo był dostatecznie silny i prawie wyleczony poszedłem poszukać mojego ukochanego kota którego zdecydowanie zaniedbałem. Co gorsza najprawdopodobniej zajął się nim Piisuke. Moja biedna Sonia…
- Gdzie jest moja Sonia?! I twój Piisuke?! – Krzyknąłem zdenerwowany na Masashiego
- Piisuke śpi w koszu… - Zaczął - … z Sonią – Dokończył a ja zbladłem i poszedłem tam. Wyglądali naprawdę uroczo.
- Nakarm ich. – Powiedziałem tylko i poszedłem do swojego pokoju zająć się sobą. Potem wieczorem poszedłem do Kamijo, położyłem się przy nim i zasnąłem. Rano spędziliśmy bardzo przyjemne, a potem postanowiliśmy wziąć wspólną kąpiel. Zdecydowanie to było wskazane dla mnie. Mogłem pobyć z ukochanym i się odprężyć. Uwielbiałem takie poranki jak ten.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tu jest miejsce na motywację. Bo każdy komentarz to motywacja!
Z góry dziękujemy ^^